Zamość obfituje w wiele świątyń, a jedną z nich jest barokowy kościół oo. franciszkanów pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. Budowa świątyni rozpoczęła się 13 czerwca 1637 r. i trwała aż 48 lat. Uroczyste poświecenie miało miejsce 4 września 1689 r., czyli dopiero cztery lata po zakończeniu budowy. Od początku burzliwe były losy tej zamojskiej świątyni, którą jeszcze przed jej ukończeniem niszczyły pożary, a oblężenia twierdzy i rozbiory odcisnęły piętno na jej wspaniałości.
Kiedy w końcu ukończono budowę kolegiaty, była to wówczas jedna z największych polskich świątyń. Niezwykle okazały budynek przewyższał nawet zamojską katedrę. Półkoliste prezbiterium, trzy nawy i dwie boczne kaplice świątyni bogato ozdobiono polichromią i rzeźbami, a tuż obok kościoła wzniesiono okazałą dzwonnicę. Nowa świątynia nie tylko wyróżniała się wielkością na zewnątrz. Braciszkowie wybudowali również wielokondygnacyjne podziemia, które stały się miejscem wiecznego spoczynku franciszkanów i innych znakomitości, związanych z miastem, seminarium duchownym i Akademią Zamoyską. Być może były również miejscem ukrycia klasztornych skarbów, ale zamojscy franciszkanie skutecznie strzegli swych tajemnic za życia i po śmierci.
Początkowo nic nie zapowiadało tego, co miało się wydarzyć. Nikt nie mógł przewidzieć, że ktoś odważy się zakłócić zmarłym spokój i podniesie rękę na chwałę Bożą. Po raz pierwszy stało się to już w 1774 r., kiedy pod rządami Austriaków klasztor został zamknięty. Nieco później, już pod panowaniem Rosji budynek zaadoptowano jako magazyn wojskowy. Aby lepiej pełnił swą nową funkcję, podzielono go na kondygnacje, rozebrano dzwonnicę i usunięto część zdobień. Jakby tego było mało, w 1887 r. zmieniono sklepienie na prosty strop (zachowały się jedynie sklepienia bocznych naw), rozebrano wysokie szczyty i obniżono dach.
Podczas tych prac zaczęły się dziać niewytłumaczalne zjawiska. Żołnierze rosyjscy obawiali się tego miejsca i nie zapuszczali się nocą w pobliże dawnej świątyni, ponieważ widywano tam światła w oknach, a w nich cienie zakapturzonych postaci. To bracia zakonni, których miejsce ostatniego spoczynku było głęboko pod posadzką ówczesnego magazynu wojskowego, nie mogli pogodzić się z bezczeszczeniem tego świętego miejsca. Co noc, przy świetle świec odprawiali msze w rycie trydenckim, czym często napędzali strachu niejednemu żołnierzowi. Dopiero światło dnia przepędzało nocne mary i żołnierze czuli się bezpieczni.
I w końcu doszło też do tragedii. Kiedy zaborca postanowił zupełnie odebrać chwałę tego miejsca, przebudowując piękny dach i rozbierając wieżyczki, jeden ze spoczywających w podziemiach braci nie wytrzymał i przybył do pracujących na dachu wojaków. Nawymyślał im okrutnie, przeklinał i groził. Widząc zjawę w środku dnia, pracownicy zlękli się i zaczęli w panice uciekać. Dwóch z nich, popychając się nawzajem, spadło z wysokości. Podczas upadku skręcili sobie karki i pochowano ich na ruskim cmentarzu. Być może to jeden z tych nieszczęśników nie zaznał spokoju i do dzisiaj pokutuje za swój grzech świętokradztwa. Ubraną w wojskowy mundur zjawę można czasami zobaczyć, kiedy przechadza się pomiędzy alejkami cmentarza i pyta napotkanych ludzi o drogę do domu. Ale to temat na inną opowieść.
Obecnie ruszyły prace renowacyjne przy zamojskim kościele oo. franciszkanów, które mają na celu przywrócenie jego dawnej świetności. Może nawet przy okazji dowiemy się, jakie skarby i tajemnice skrywają podziemia tego wspaniałego kościoła? Miejmy tylko nadzieję, że obecne ekipy remontowe nie zbudzą duchów i że już nigdy spokój tego świętego miejsca nie zostanie zakłócony, a bracia franciszkanie będą mogli odpoczywać w pokoju.
Pati Maczyńska