Chociaż święto Pluszowego Misia jest dopiero w listopadzie, to jednak tegoroczna wiosna była okazją do innego „misiowego świętowania”. Dokładnie 6 marca nasz Miś Uszatek z oklapniętym uszkiem skończył 60 lat i jest prawie o połowę młodszy od słynnego w świecie światowego pluszaka – Teddy Bear’a. Znana jest powszechnie historia z 1902 roku, gdy podczas polowania prezydent Roosevelt ocalił małego niedźwiadka. Rysunkową scenę, w której prezydent Ameryki broni misia, zamieszczoną w „The Washington Post”, wykorzystał właściciel jednego z nowojorskich sklepów z zabawkami nazywając produkowaną maskotkę Teddy Bear (zdrobnienie imienia Teodor, Bear po angielsku to niedźwiedź), oczywiście za zgodą prezydenta. W setną rocznicę powstania zabawki – 25 listopada 2002 – ustanowiono Światowy Dzień Pluszowego Misia. Zabawkowy miś pojawił się jednak prawdopodobnie nieco wcześniej – pod koniec XIX wieku, gdy sparaliżowana po chorobie Heinego-Medina pani Steiff szyła w Niemczech różne pluszowe zabawkowe zwierzątka, w konstruowaniu których pomagał jej siostrzeniec. To on założył zresztą Firmę Steiff, która do dziś produkuje zabawki. Pierwsze wyprodukowane tu misie – w ilości trzech tysięcy sztuk zostały wyeksportowane do Stanów Zjednoczonych i tam zdobyły popularność.
Miś to król zabawek, bohater wielu książek. Wszyscy znają Kubusia Puchatka czy Misia Paddingtona. W naszym świecie pluszaków wyjątkową i bardzo znaną postacią jest miś z oklapniętym uszkiem, wymyślony przez Czesława Janczarskiego, a zwizualizowany przez Zbigniewa Rychlickiego, dokładnie 60 lat temu. Powstał nawet animowany lalkowy serial telewizyjny z tym sympatycznym bohaterem, któremu towarzyszyły Króliczki, Prosiaczek i Zajączek (ponad 100 odcinków). W rankingu ówczesnych filmów animowanych dla dzieci Uszatek zajął II miejsce (po Bolku i Lolku). Był też czołową postacią dziecięcego pisemka pt. „Miś”, bo Uszatek to niedźwiadek bardzo odpowiedzialny, uczynny i sympatyczny, lubiany przez wiele pokoleń dzieci.
Dla pań z zamojskiej Książnicy urodziny Uszatka były pretekstem do ogłoszenia konkursu „Jestem sobie mały miś….”, adresowanego do czytelników i użytkowników Oddziału dla Dzieci i Młodzieży. Nie był to jednak zwykły konkurs, bo oprócz rodzinnego czytania „Przygód Misia Uszatka” zakładał wspólne tworzenie prac plastycznych. Rozwijanie inwencji twórczych to przede wszystkim wzmacnianie rodzinnych więzi
i wspólne poszukiwanie artystycznych rozwiązań. Do udziału w konkursie zaproszono więc dzieci wraz z rodzicami i dziadkami. Zespoły rodzinne miały podjąć zadanie wykonania podobizny Misia Uszatka. Regulamin nie stawiał większych ograniczeń co do materiałów technik i sposobów realizacji.
Według relacji pani Joanny Kołtun konkurs przyniósł wiele radości nie tylko dzieciom, także rodzicom, zwłaszcza tym młodym, dla których ta wspólna praca stała się prawdziwą zabawą – może przedłużeniem własnego dzieciństwa? Gdy drużyny przynosiły konkursowe Misie wyczuwało się dreszcz rywalizacji – mówi pani Joanna. Pięć nagród i dziesięć regulaminowych wyróżnień to o wiele za mało, bo rezultat konkursu przeszedł oczekiwania. 80 prac – może nie jest to duża liczba, ale tylu i tak naprawdę nikt się nie spodziewał. Po ogłoszeniu konkursu na stronie internetowej zamojskiej Książnicy, w Oddziale dla Dzieci i Młodzieży rozdzwonił się telefon, bo w konkursie chcieli brać udział miłośnicy Misia… z innych miast. Dzwoniono z Sandomierza, Tarnobrzegu a nawet Krakowa – mówi pani Joanna, ale konkurs adresowany był tylko do czytelników i użytkowników naszej Biblioteki. Nikt nie liczył na taką popularność. Konkurs jak wiele innych, ale przy ocenie zniknął dylemat: kto pracę tę wykonał? Konkurs dla dzieci, a często pracują rodzice, albo zbyt wyraźnie pomagają. Tym razem działała cała rodzina, a rodzina to drużyna – mówi pani Joanna, bo można wspólnie spędzić czas i mieć ogromną satysfakcję z bycia razem.
To zdecydowało, że idea wspólnego działania stała się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę – panie pracujące w Oddziale Dziecięcym nie ukrywają zadowolenia. Tata wykonywał łóżeczko dla Misia, mama szyła pościel, a dziecko umieściło ulepioną przez siebie plastelinową figurkę we wspólnie zaaranżowanym małym wnętrzu. Udział w ocenie takich prac był dla mnie prawdziwą przyjemnością. Mogłam obserwować tę eksplozję kreatywności i widziałam powagę sytuacji, gdy 6-letni Jaś i 5-letni Krzyś wraz z mamą Olą przynieśli swój misiowy domek i od razu z dumą zademonstrowali świecącą lampę, którą tata Michał umieścił na tekturowym suficie niebieskiego pokoiku, z błękitnym dywanem z miniaturowymi frędzlami, ze stołem nakrytym koronkową serwetą. Pośród konkursowych prac sporo było takich pomysłowych „aranżacji”. Miś Uszatek usiadł przed swoim domkiem, otoczonym płotkiem z patyczków po lodach i w stawie namalowanym przez 3-letnią Magdę łowił ryby. To wyróżniona praca „duetu mama i córka” (jedna z najmłodszych uczestniczek konkursu). Podobny duet – mama z trochę starszą, bo 8-letnią córką – bardzo precyzyjnie, niemal jak na torcie (realizacja z cukrowej masy), odtworzyły misiową sypialnię z białą „apetyczną” pościelą. Materiał wykorzystany do konstrukcji Misiów był różnorodny. Pomysły nie miały rzeczywiście żadnych granic. Uszatek wraz z przyjaciółmi ulepiony z masy solnej także wygląda „apetycznie” – jak z ciasta – dlatego może być „modelem” do rodzinnych słodkich wypieków. Inna drużyna, którą utworzyły dwie siostry wraz z rodzicami, bardzo precyzyjnie okleiła Misia ziarnkami kawy. Oprócz wrażeń wzrokowych konkursowe niedźwiadki dostarczały więc również wrażeń zapachowych. Ania i Marysia przychodzą do Wypożyczalni wraz z mamą Małgorzatą co tydzień. Wiadomo, że wezmą udział w konkursie. Zaraz po święcie wiosny przyniosły „kukiełkowego” Uszatka, który – niczym Marzanna – poruszany za pomocą patyczka, wymachuje gaikiem trzymanym w łapce. Tak się złożyło, że w grupie Misiów nagrodzonych znalazły się te największe. Wykonanie takich prac wymagało nie tylko dużej inwencji, ale i sporo wysiłku. Nie pozbawione swoistego uroku były także Misie „płaskie” – malowane czy wyklejane z kolorowych bibułkowych kuleczek albo z innych materiałów. Tu najsympatyczniejszy wydawał się Miś w wełnianym fioletowym sweterku i w niebieskich spodniach – prawdziwy modowy szyk – wdzięk i elegancja. Duże Misie przyciągają jednak najwięcej uwagi, nie tylko ze względu na swą wielkość, ale przede wszystkim oryginlność użytego materiału. Jeden z nich – wymodelowany z bąbelkowej folii i podobno ze specjalnie w tym celu zakupionej wełny Uszatek grający na gitarze, z oczami z kasztanów – wykonany został przez 7-letnią Adelę wraz z rodzicami. Wyróżnia się też inny „Rodzinny Miś” o wielkich uszach (z głową z balonu oklejonego gazetami), wykonany przez mamę, tatę i córki (starsza 7 lat, młodsza 2 lata). Takiego Misia chce się wziąć na ręce, a nawet przytulić, bo patrzy na nas swymi czarnymi oczami z guzików i urzeka sympatycznym żółtym pyszczkiem.
Do wykonania Miśków można było wykorzystać wszystko: styropian, plastikowe butelki czy zwykłe gazety . Czerwona kokarda – u Misia najmłodszych uczestniczek – Oli i Zosi (2,5 i 3 lata), zawiązana przez mamę dodaje prawdziwej elegancji i nie szkodzi, że Uszatek trochę przypomina pieska. Gazetowy Misio, wymodelowany precyzyjnie z użyciem zwykłego sznurka, i gdzieniegdzie pomalowany brązową farbką – wykonany przez 5-letnią Hanię, jej mamę i babcię – ubrany został w niebieskie kapcie i żółtą koszulkę tak, by odpowiednio zaprezentować się w tym „uszatkowym” tłumie. Tuż przed upływem terminu dostarczania prac – prawie w ostatniej chwili – doszedł największy Miś, „z recyklingu” – skonstruowany z plastikowych toreb i butelek, owiniętych gipsowym bandażem, autorstwa 9-letniej Mai i jej mamy Moniki. Maja często uczestniczy w sobotnich zajęciach z książką, prowadzonych dla młodych czytelników przez Bibliotekę i dlatego była pierwszą osobą, do rąk której trafił regulamin konkursu. Jeszcze jedna praca, na którą warto zwrócić uwagę, ale przy jej oglądaniu należy oddać głos Czesławowi Janczarskiemu: „Miś uszatek siedział na brzegu akwarium. W łapce trzymał sznurek. Na sznurku kołysała się łódka. Nagle łódka drgnęła i plum… poszła na dno”. A co się potem wydarzyło? Jak Miś uratował łódeczkę – można zobaczyć oglądając Akwarium Krzysia i Natalki, którzy pracowali wspólnie z rodzicami i babcią. „Miś za namową Murzynka Bimbo założył skafander i dał nurka…” Są tu nawet – jak w bajce – kolorowe ryby i jest też … kapeć z rożową kokardką, a Miś naprawdę zanurkował.
Wyróżnianie i nagradzanie prac to dylemat każdego jurora, zwłaszcza gdy regulaminowych nagród jest o wiele za mało (ostatecznie przyznano 7 nagród i 12 wyróżnień). W tym konkursie największą nagrodą jest jednak satysfakcja i radość z wspólnej pracy – jak mówi pani Joasia Kołtun – to dla dzieci nauka, która pozostanie na zawsze w ich w pamięci. Czas poświęcony dzieciom jest bezcenny i w dodatku to urodziny tak dostojnego Misia – króla wszystkich zabawek, przytulanki, prawdziwego przyjaciela, a ten wykonany wspólnie przez całą rodzinę jest jedynym w swoim rodzaju. Nie każdy trafił jednak na konkurs do zamojskiej Książnicy. Miś ze skarpety 8-letniej Emilki pozostał w domu, od razu pokochany, bo „wyszedł” jedyny w swoim rodzaju. Nie pomogła sugestia pani Joanny, aby wykonać jednak konkursowego Misia z drugiej skarpety. Mama Emilki, stałej czytelniczki często odwiedzającej oddział dla Dzieci i Młodzieży w zamojskiej Książnicy stwierdziła, że ten drugi też na pewno zostanie z córką, bo jak widać Miś Rodzinny jest po prostu niezastąpiony, bezcenny – nie ma za niego żadnej nagrody ani ceny.
Wystawę – uroczyście otwartą 4 kwietnia 2017-można będzie oglądać do końca miesiąca w holu Książnicy Zamojskiej im. Stanisława Kostki Zamoyskiego w Zamościu przy ul. Kamiennej 20. Misie różnej wielkości i w różnych konfiguracjach są tu prawdziwymi bohaterami – sprawcami wspólnego – rodzinnego i twórczego działania.
Izabela Winiewicz-Cybulska