W lipcowe piątkowe popołudnie zamojski Hotel Arte, znajdujący się w bliskim sąsiedztwie ratusza -w samym sercu zespołu staromiejskiego, zgromadził całkiem liczną grupę gości. To nie tylko tradycyjny hotel, ale też miejsce prezentacji sztuki, gdyż od początku swego istnienia są tu wystawy organizowane pod auspicjami warszawskiej Galerii Stalowa. Otwarta właśnie wystawa „Twarze Tourette’a” była już pokazywana w Stalowej miesiąc temu – w związku z przypadającym 7 czerwca Światowym Dniem Świadomości Tourette’a”.
Salami ekspozycyjnymi są w Hotelu pomieszczenia funkcjonujące zwykle jako miejsce spożywania posiłków i może się wydawać, że grymas utrwalony w miedzianych maskach, przytwierdzonych do płócien pomalowanych farbami akrylowymi w różnych kolorach, nie koresponduje z czynnością jedzenia. A może też zdarzyć się tak jak w przypadku Marka Rothko, który zrezygnował z intratnego zamówienia na obrazy, gdy zorientował się, że do ekskluzywnej nowojorskiej restauracji ludzie przychodzą tylko po to, żeby dobrze zjeść. W przypadku Zamościa rzecz się ma zupełnie inaczej, a piszę o tym, gdyż wystawa Wojciecha Górskiego jest zjawiskiem naprawdę wyjątkowym.
Twórca cyklu „Twarze Tourette’a” jest Zamościaninem i choć mieszka i pracuje w Warszawie, powinniśmy znać go dobrze, gdyż jest ilustratorem książek nie tylko dla dzieci (stworzył między innymi bardzo popularną serię z Samochodzikiem Frankiem). Namiastkę swej obszernej twórczości pokazał nam na wystawie – dokładnie rok temu – w małej galerii „na ścianie”, w kawiarni „Mazagran”. Pisałam wówczas szerzej o Wojciechu, absolwencie zamojskiego liceum plastycznego, w jednym z numerów „Nowego Kuriera Zamojskiego”. Dziś okazją do przypomnienia sylwetki twórcy jest zupełnie inna jego pasja, która – co może wydawać się dziwne – nierozerwalnie łączy się z chorobą. Różne oblicza „Twarzy Tourette’a” są twarzą Wojciecha, czyniącego z nieuleczalnej choroby, towarzyszącej mu od urodzenia, temat sztuki. Zrobił to, by pokazać, że „z tym” można żyć, pracować, realizować swoje pasje i marzenia, choć nie jest to łatwe życie. Dobrze wiedział o tym Mozart, który cierpiał na to samo schorzenie wtedy, gdy nie było ono jeszcze dokładnie rozpoznane. To także dolegliwość Amy Winehouse i Billie Eilish. Niechciane tiki, mrużenie oczu, wzruszenie ramion i też nagłe – czasem mało przyjemne – ruchy i dźwięki, to zachowania typowe w chorobie. Aby cierpiący na tę dolegliwość mogli w społeczeństwie normalnie żyć, o tym trzeba po prostu mówić, wyjaśniać, tłumaczyć. W trakcie pracy nad pokazywanym teraz na wystawie cyklem (Wojciech sam opracował trudną technikę trybowania metalu), Górski wykonał ilustracje do książeczki dla dzieci „O Wojtku, który tikał”, czyniąc głównym bohaterem samego siebie. Ta krótka opowieść, wydana przez Polskie Stowarzyszenie Syndrom Tourette’a, jest pierwszym w Europie wydawnictwem o tej chorobie adresowanym do dzieci. Jeśli dotrze do szerokiego grona młodych czytelników, to mamy gwarancję, że z chorobą będzie nam łatwiej, bo – jak powiedział Górski w Telewizji Śniadaniowej w Światowym Dniu Świadomości Zespołu Tourette’a (miał też rozmowę w Radiu TOK FM) – „nasze życie zależy od tego jak społeczeństwo nas odbiera”. To bardzo odważne zrobić z tego temat sztuki i wyjść do szerokiego grona odbiorców. Był taki przypadek w dziejach malarstwa, gdy francuski romantyk Théodore Géricault namalował cykl „Monomanów” (jako uzupełnienie badań prowadzonych przez swego przyjaciela lekarza), aby pokazać że mania na jednym punkcie nie jest szaleństwem tylko chorobą, którą należy leczyć. Sztuka pełni nie tylko funkcje dekoracyjne, ale jej rolą jest też docieranie do ludzi z ważnym społecznym przesłaniem, bo obraz przyciągnie wzrok, zmusi do refleksji.
Każda repusowana maska – każda twarz – umieszczona na płaszczyźnie płótna jest inna, bo różne „niechciane” grymasy wywołuje choroba. Kolory dobrane przez autora i sposób nakładania farby – ruchy pędzla, mówią także wiele i to wszystko można odczytywać w kategoriach symbolu tak samo, jak swoistym symbolem jest tu sama miedź – metal znany od najdawniejszych czasów, kojarzący się z ciepłem, zdrowiem; o właściwościach zdrowotnych i bakteriobójczych, o których wiedzieli już starożytni, ostatnio wiele mówi się i pisze, bo na przykład miedziane ozdoby noszone są nie tylko dla urody, ale również dla zdrowia. Miedziana maska nie przestraszy jeśli wiemy, że jest to zwyczajnie Twarz Tourette’a, a na nasze szczęście w sezonie letnim restauracyjna sala hotelowa jest raczej pusta, gdyż o tej porze roku goście korzystają z ogródka. Można więc obrazy spokojnie obejrzeć, zastanowić się na przykład dlaczego dziesiąty obraz cyklu ma tytuł „Skrzydła”, jeśli na obrazie wcale ich nie widać? Jednak są – wyprostowane, napięte – bo jak mówi autor: „nie dajmy sobie ich podcinać”. Trzeba, mimo wszystko, wznieść się wysoko by realizować swoje pasje. „Jak rysuję – jestem zdrowy” – powiedział Wojciech w jednym z wywiadów. Trzynasty obraz cyklu – „Wbrew kontroli” – uświadamia nam, że grymasu nie powstrzyma żadna siła, którą symbolizują tu dwie wyciągnięte dłonie, nie mogące dosięgnąć twarzy. Kontrolowanie jest zwyczajnie ponad ludzkie siły. Dziewiątą „Twarzą Tourette’a” jest „Szaleństwo”. Należy zaznaczyć, że każdą „Twarz” Wojciech skrupulatnie ponumerował, a na odwrocie obraz oznaczył datą powstania. Każdą maskę umieścił tak samo w miejscu przecinających się prostopadłych osi, wyznaczających ten najważniejszy punkt – w centrum obrazu – w środku własnego życia. „Szaleństwo” ma przymrużone oko, bo to mrugnięcie, nie tylko na obrazach, wydaje się być najbardziej charakterystycznym symptomem choroby. Ta „Twarz” umieszczona została na tle utworzonym z przenikających się brunatnoziemistych barw, z symbolicznymi akcentami kolorów ognia i nieba.
Analizujemy „Twarze” krok po kroku, oglądając wystawę w Hotelu Arte – ekspozycję odważną, bo wielką śmiałość miał autor obrazów, gdy wkładając ogromny wysiłek, pokazał nam to, co nigdy jeszcze nie było tematem sztuki. Odwagę trzeba mieć, by obrazy te wyeksponować, gdyż nie jest to sztuka odpowiadająca powszechnym kryteriom piękna. Od choroby uciekamy, bo nie chcemy jej znać – ona nigdy nie będzie piękną.
Podziwiam Wojciecha za to, że nie poddał się Tourettowi, a nawet się z nim zaprzyjaźnił i wykorzystuje go jako temat sztuki. To dzięki Tourettowi – choć zabrzmi to groteskowo – Wojciech opanował trudną technikę trybowania i jak widać może też bez problemu wrócić do tradycyjnego malarstwa, bo nie zapomniał, jak trzyma się pędzel (ilustracje wykonuje komputerowo). Na wystawie nie zobaczymy maski, która na obrazie zatytułowanym „Nie”, miała do spełnienia nieco inną funkcję. Górski zainspirował się obrazem Edwarda Muncha i miedzianą twarz wykrzywioną krzykiem umieścił na żółto-niebieskim tle. Obraz wystawił na aukcji na rzecz Fundacji „Nasz Wybór” założonej przez Ukraińców i ich polskich przyjaciół, organizowanej przez Galerię Stalowa, aby włączyć się w pomoc walczącej Ukrainie – zakończę fragmentem książeczki „O Wojtku, który tikał”: bo „Wojtek pomaga w różnych akcjach (…) i opowiada swoją historię”, aby innym – chorym, ich bliskim, łatwiej było przez to przejść. „Ma wspaniałą rodzinę i przyjaciół, którzy go wspierają. Nie pozwolił, żeby tiki wygrały w jego życiu i pozbawiły go marzeń”. Wojtek tak zwyczajnie uczy nas wszystkich – jak nie poddawać się i jak wygrywać.
Izabela Winiewicz-Cybulska