Gdy dokładnie rok temu rozmawiałam z Kateryną o planowanej małej wystawie jej malarstwa, nawet nie przemknęło nam przez myśl, że rzeczywistość zmusi do podjęcia zupełnie innego tematu. Wystawa jest teraz w czerwcu w „Mazagranie” (bo to dobre miejsce, żeby zaprzyjaźnić się z ludźmi – mówi Kateryna) – w kawiarni, w bliskim sąsiedztwie liceum plastycznego. W tych dwóch miejscach, po przyjeździe z Ukrainy w 2017 roku, Katia znalazła ciepłą i przyjazną atmosferę. Pochodzi z Tarnopola, przyjechała do Zamościa bardzo zdeterminowana – z konkretnym celem nauki w szkole plastycznej, z planem na realizację marzeń. Postawiła przed sobą niemałe wyzwanie, gdyż nie znała języka polskiego, dlatego w swoją naukę musiała włożyć o wiele więcej wysiłku niż jej rówieśnicy. Malarstwo to jej drugie życie, prawdziwa pasja, dlatego zamojskie PLSP ukończyła bez większego problemu. Już w dzieciństwie podejmowała pierwsze próby, dostrzeżone przez swojego dziadka, który w jej osobistych wspomnieniach zajmuje ważne miejsce. Sztuki malowania uczyła się w rodzinnym Tarnopolu, jednak nie było tam szkoły średniej, w której mogłaby nadal doskonalić swe umiejętności. Zamojska szkoła dała jej zawód plastyka w dziedzinie projektowania graficznego, dzięki czemu może teraz pracować zawodowo, ale myśli też o studiach. W naszej rozmowie na temat malarstwa, które pokazuje teraz w „Mazagranie”, siłą rzeczy dominował temat wojny. Łatwo się domyślać, jak czuje się młoda, wrażliwa osoba w jej obliczu. Przyznaje, że są momenty, gdy zwyczajnie ma wyrzuty sumienia, że jest tu i teraz – mieszka, pracuje – gdy tam teraz giną ludzie. Mam poczucie winy – mówi Kateryna – bo czuję się lepszą, bo tu gdzie jestem nie ma zagrożenia. Jak więc pomóc tym, którzy są teraz tam? Sumina chciałaby, aby obrazy z wystawy udało się sprzedać, a środki finansowe przekazać na pomoc Ukrainie.
Sztuka była i jest orężem w walce, nośnikiem ważnych treści, przesłaniem, protestem, niezgodą na rzeczywistość i o tym wszystkim mówi nam właściwym sobie językiem plastycznym, który musimy rozszyfrować, bo nie zawsze jest to wypowiedź prosta i jednoznaczna. Może uciekać się do wieloznacznej metafory a nawet abstrakcji. Kateryna, jako główny środek ekspresji, wybrała kolor i swoim obrazom, tworzącym swoisty cykl, nadała tytuł „Pustka”. Wybrała formę czytelnego, w miarę realistycznego przekazu, nie pozbawionego swoistej poetyki, o ile w ogóle temat wojny i zagłady jakąkolwiek poezję może zawierać. Brzmi to jak anachronizm. Jest jednak w tych obrazach „coś” z poezji – „coś”, co trudno zamknąć w prostych słowach. „Co pozostawi po sobie wojna?” – dając taki podtytuł wystawie, autorka poszukuje odpowiedzi na to pytanie, które dziś stawia sobie i nam.
Temat wojny znajdziemy z łatwością w malarstwie na przestrzeni wieków. Wojnę można gloryfikować, jednak większość z dzieł o tej tematyce, bez względu na to w jakiej konwencji powstały, są protestem i krzykiem, buntem przeciw złu, zniszczeniu i niewyobrażalnej tragedii.
To okrucieństwo czasem trudno wyrazić. Wojnę znamy z cyklicznych kompozycji Grottgera i Goi. Szokuje nas tryptyk Otto Dixa, namalowany kilka lat po II wojnie, bo jak twierdził jego autor, ludzie zbyt szybko zapomnieli o jej okrucieństwach. Ponadczasowym protestem jest „Guernica” Pabla Picassa – choć daleka od realizmu, kubistycznie uproszczona – wciąż porusza i przeraża. Przejmujące jest „Oblicze wojny” stworzone przez surrealistę Salvadora Dali. W obrazach z cyklu „Rozstrzelań” Andrzeja Wróblewskiego pojawia się niebieski kolor, który w pamięć wielu z nas trochę bezpodstawnie wpisuje się jako smutna barwa przemijania, przekraczania granicy życia i śmierci. Może blue screen na ekranie naszego komputera szczególnie nam to uświadamia. Takiej interpretacji błękitu – jako koloru smutku – sprzyja również malarstwo w pierwszym z twórczych okresów Pabla Picassa (nazywanym „błękitnym”), gdy po śmierci swego przyjaciela artysta stosował niebieską tonację jako wyraz bólu i rozpaczy.
W malarstwie używamy trzech kolorów podstawowych – to czerwony, żółty i niebieski, których nie można otrzymać z łączenia innych barw. Ten ostatni już w starożytnym Egipcie miał związek z niebem i boskością. Był kolorem Nilu – rzeki dającej życie. Błękit egipski otrzymywano z pigmentu skał i minerałów. Grobowiec faraona Tutanchamona ozdobiono wyobrażeniami dwunastu niebieskich pawianów, symbolizujących ilość godzin potrzebnych zmarłemu na dotarcie do świata umarłych. Urzet barwierski otrzymywany z rośliny o takiej nazwie to błękit bitewny, bo Celtowie traktowali go jako barwę wojenną. Uzyskanie błękitu nie było łatwe ani tanie, dlatego w tym kolorze malowano szaty najważniejszych postaci w obrazie. Ultramaryna (z kamienia lapis-lazuli, sprowadzanego z gór Afganistanu) była na wagę złota. Niebieski kolor ma wyjątkowe miejsce w twórczości Ivesa Kleina, francuskiego artysty współczesnego, prekursora obrazów monochromatycznych i twórcy pierwszych performansów. Błękit nazwany przez niego IKB – International Klein Blue – służył do wyrażenia duchowej przestrzeni, bezkresu i niematerialności. Takim kolorem artysta zawładną przestrzenią i publicznością – nadał mu szczególną rangę.
Barwa niebieska – jak pisał Cenino Cenini – włoski malarz renesansowy – to barwa „znamienita, piękna i najidealniejsza ponad wszelkie inne barwy”. Taka właśnie tonacja zdominowała malarską wizję wojny Kateryny Suminy. Artystka mówi, że malując obrazy z przeznaczeniem na wystawę w tym konkretnym miejscu nie chciała używać czerwieni krwi, bo każdy z nas ma przed oczami drastyczne „krwawe” obrazy, których wciąż dostarczają nam media. Wojna w jej wyobrażeniu jest niebieska, ale nie jest to kolor śmierci, bo daje on nadzieję, może uspokoić. Wojna kiedyś skończy się i może ten koniec będzie początkiem nowego – lepszego? Wystarczył tydzień, aby spontanicznie i pod wpływem silnych emocji powstały dwa pierwsze obrazy. Profil, który dość realistycznie wkomponowany został w lewą krawędź obrazu, ma rysy portretowe. To młody ukraiński twórca, który zginął w pierwszych dniach wojny – w czasie, gdy pierwsze obrazy i relacje odbieraliśmy jeszcze „ogólnie”. Najgorsze przyszło potem – mówi Kateryna. Postać malarza, poległego w ostrzale moździerzowym pod Charkowem, otoczona niebieską poświatą „odchodzi” symbolicznie gdzieś w głąb obrazu. Może gdzieś tam płynie niebieski Styks, a Charon czeka by pomóc przepłynąć na tę drugą stronę. Drugi obraz ukazuje zgliszcza budynku – w głębi dostrzegamy zarys Piety. Kateryna mówi, że taka wizja tworzyła się w jej wyobraźni w okresie świąt Wielkanocnych – w czasie, gdy szczególnie bliskie są nam rozważania o życiu i śmierci. Czy spowite w całun zwłoki trzymane przez matkę to ciało Chrystusa? Bóg jest pośród nas – mówi Kateryna. A to ciało okryte całunem, z zakrytą twarzą, może należeć teraz do każdego.
Kolejna kompozycja – wciąż w tej samej niebieskiej tonacji – z różowawym ogniem płonącego miasta gdzieś daleko na linii horyzontu – nasuwa różne skojarzenia. Wizja świata – trochę jak u Beksińskiego – z uproszczonymi sylwetkami, z których farba spływa jak topniejący wosk – przypomina surrealistyczne płótna. Cień padający na ziemię staje się coraz mniejszy, a w topniejących postaciach z przerażeniem dostrzegamy sylwetkę kobiety z dzieckiem. Ale błękit Kateryny ma nas uspokoić – przypomnieć, że życie nie kończy się razem ze śmiercią, która może stać się przecież początkiem nowego.
W ostatnim obrazie – zmieniając punkt widzenia – autorka tworzy nieco inną wizję. Oprócz błękitów pojawia się szarość taśm „zabezpieczających” przyklejonych na szybę. To widok teraz w Ukrainie dość powszechny – mówi Kateryna. Od strony widza na okiennym parapecie jakieś domowe drobiazgi, książki…, bo tu nadal trwa życie, które przed zniszczeniem (widzianym za oknem) chroni tafla popękanego kruchego szkła, wyglądającego jak wielka rana oklejona plastrem opatrunkowym.
Wojna rozgrywa się na naszych oczach. To, co znaliśmy dotąd z literatury i sztuki jest rzeczywistością. Jesteśmy świadkami tworzenia nowej ikonografii wojny, bo sztuka jest zawsze orężem w walce. Kateryna Sumina, choć ma dopiero dwadzieścia lat, bardzo szybko stała się artystką niezwykle dojrzałą i wrażliwą. Chcielibyśmy bardzo, aby cykl, który zaczęła tworzyć, z niebieskiego koloru przeszedł w różowy – tak jak u Picassa – stając się odbiciem nowej rzeczywistości – zmienionej przez wojnę, ale odzyskującej powoli swoje dawne barwy. Jeden z prezydentów Ameryki powiedział kiedyś znamienne zdanie: „Ludzkość musi położyć kres wojnie, bo inaczej wojna położy kres ludzkości” – wojna musi skończyć się, bo dobro zawsze zwycięża.
Izabela Winiewicz-Cybulska