W ostatnim czasie zamojska kawiarenka artystyczna „Mazagran”, usytuowana niemal w centrum Zespołu Staromiejskiego, wybiera do swojej małej galerii wystawy tematyczne i powoli przyzwyczaja nas do tradycji oglądania sztuki przy dobrej kawie. Ekspozycja listopadowa skłaniała nas do refleksji, a ta grudniowa – z uwagi na rozpoczęty, radosny bożonarodzeniowy czas – z pewnością nacieszy oko patrzącego, mimo że na obrazach nie ma ani choinek, ani Mikołajów. Jest radość osiągnięta za pomocą istnej eksplozji kolorów, dzięki którym malarstwo zamojskiego twórcy jest łatwo rozpoznawalne. Henryk Szkutnik jest od przeszło 40 lat nieodzowną częścią naszego pejzażu. W „Mazagranie” miał już kiedyś swoją wystawę. To właśnie ekspozycja kilku jego prac zainicjowała – przed czterema laty – działalność tej nietypowej galerii. Kolejny mały pokaz obrazów artysty – na przełomie grudnia i stycznia – rozpocznie jubileuszowy – piąty rok prezentowania sztuki „przy chałwie i kawie”. W kwietniu 2022 „Mazagran” ukończy pięć lat. Przez ten czas niewielka kawiarniana ściana blisko pięćdziesiąt razy służyła ekspozycji prac o różnorodnej tematyce. Różnorodna i wciąż wzbogacana – podobnie jak ta „wystawowa przestrzeń” – jest oferta artystycznej kafejki. W świątecznym czasie, oprócz kawy, która ma swych stałych smakoszy, pojawi się grzaniec, a w każdy zimowy piątek będzie można przyjść tu na „szachowy wieczór” i przy okazji podziwiać obrazy Henryka Szkutnika, który w środowisku zamojskim (i nie tylko) jest dobrze znany.
Największa prezentacja malarstwa tego artysty odbyła się w 2016 roku, w zamojskiej Galerii BWA – w związku z jubileuszem 40-lecia pracy twórczej. Teraz, do tej niewielkiej ekspozycji, Szkutnik wybrał trzy obrazy będące swoistym skrótem jego twórczości, którą wielu kojarzy nadal z „Kolorowymi jarmarkami”. O Henryku i jego sztuce sporo już powiedziano (pisali specjaliści tacy jak Adam Kulik czy Lechosław Lameński), są wywiady z artystą w lokalnych mediach – dość obszerną jest jego artystyczna biografia, do której ja także kiedyś dorzuciłam parę słów. Wszyscy stwierdzają niemal zgodnie, że obrazy sprawiają radość tym, którzy je oglądają – wywołują uśmiech, którym reagujemy na dowcip ukryty w tytule, odnoszący się do treści płótna. Artysta mówi (z przymrużeniem oka), że wśród fanów jego twórczości sporo jest tych, którzy nie patrzą na malarską formę (nie zwracają uwagi na duży format dzieła) i cenią go najbardziej właśnie za tytuły. Obrazy nie zmuszają do poważnych intelektualnych spekulacji, bo narracja ograniczona jest do minimum, a kompozycja, często w bliskim planie, umożliwia bezpośredni kontakt z bohaterami obrazów, którymi są ludzie i zwierzęta. Świat kreowany przez artystę gwarantuje nam dobrą zabawę. Harmonia kolorów dopełniających sprawia, że w tej pogodnej rzeczywistości czujemy się nadzwyczaj dobrze.
Przypomnę kilka faktów z życiorysu artysty, którego z powodzeniem możemy nazwać „mistrzem żywej kolorystyki”. Szkutnik urodził się w Lubartowie, jest absolwentem lubelskiego PLSP i Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku pracował w zamojskim PLSP jako nauczyciel przedmiotów artystycznych, a od lat dziewięćdziesiątych do emerytury u progu XXI wieku – w Muzeum Zamojskim w Zamościu, gdzie zajmował się fotografią. Cały czas maluje i fotografuje (jest członkiem Zamojskiej Grupy Fotograficznej). Ma na koncie sporo zbiorowych i indywidualnych wystaw swojego malarstwa. Jest niezwykle popularny na zamojsko-lubelskim rynku sztuki – jak zaznaczył profesor Lechosław Lameński – ale nie dba o to, aby pokazywać się częściej gdzieś dalej, co wynika z jego skromności i samokrytycyzmu. Szkutnik jest zwyczajnie nasz, a jego twórczość – jak określił ją kiedyś Adam Kulik – po prostu „samoswoja”.
Cenię to malarstwo za nieustanną świeżość i autentyczność. Gdyby należało wskazać historyczne pierwowzory, to na pewno można byłoby odwołać się do malarstwa spod znaku francuskich fowistów czy niemieckich ekspresjonistów. Dla obu tych tendencji głównym środkiem artystycznego wyrazu był kolor. Obrazy – zwłaszcza z kręgu Nowych Dzikich (ekspresjonistów końca XX wieku) – były malowane gwałtownie, ostrymi kolorami, czasem o wręcz zgrzytliwych zestawieniach. Były często antyestetyczne, ale tej cechy nie możemy na szczęście przypisać płótnom Szkutnika, choć można mu zarzucić niedbałość rysunku operującego ekspresyjną linią. To celowy zabieg, bo trudno wyobrazić sobie misterną linię przy uproszczonej formie wyznaczonej przez mocną plamę intensywnych, dopełniających barw.
Istota malarstwa Szkutnika leży nie tylko w formie. Jest ona przecież nośnikiem określonych treści, które sugerują nam tytuły będące dowcipną grą słowną opartą na podobieństwie czy wieloznaczności skojarzeń. Wystarczy spojrzeć na „Kuropadwę”, której motywem pierwszoplanowym jest strażnik miejski widziany z „żabiej perspektywy”, a właściwie z perspektywy stworzeń, – kota i kury, które są tu bohaterami drugiego planu. Mimo zamiłowania artysty do pokazywania zwierząt (zwłaszcza domowych) i ptactwa „Stawonogi”nie są „zwierzętami” o typowych odnóżach podzielonych na człony, a „Kura ziemska” zwyczajnie przypomina globus. Sytuacje zaobserwowane artysta przepuszcza przez filtr swej bogatej wyobraźni, pokazując świat w trochę skrzywionym zwierciadle, z reporterskim zmysłem, z puentą, choć nie zawsze z przysłowiową kropką nad „i”.
Szkutnik obraca się zwykle wokół tych samych motywów – wieś, przyroda, zwierzęta, pejzaż… i oczywiście Zamość. Z krajobrazu miasta wybiera znane motywy – podwórka pełne kotów albo rozległą panoramę z zabytkową architekturą w tle potraktowaną syntetycznie, bo najważniejszy jest motyw pierwszoplanowy – drzewo z „Dudkami światowego dziedzictwa”.
Zastanawiam się, jakie obrazy powinien wybrać artysta na tę grudniową „mazagranową” prezentację, by była w nich choć namiastka zimy. U artysty, dla którego kolor staje się obsesją, trudno znaleźć neutralne barwy. Są jednak płótna nieco „wyciszone” jak na przykład „Wiosenne odloty Mikołajów”. Można byłoby je teraz pokazać gdyby nie fakt, że te dopiero rozpoczynają swoją aktywność. Mikołaje Szkutnika, u progu wiosny, toczą walkę z bocianami tworząc istny karambol, w którym na niebieskim tle nieba czerwień splata się z bielą. „Trzy kolory” to zagadkowy tytuł obrazu, na którym czarne wrony usiadły na nieco zszarzałym tle wokół błękitnego jeziora. Płótna nie wywołują jednak tak radosnego nastroju jak te o zróżnicowanej i intensywnej kolorystyce, co uzasadnia wybór obrazów na ten grudniowy pokaz. Jeśli ktoś jednak nadal będzie poszukiwał zimy to polecam „Tęsknotę za latem”, którą artysta wyraził poprzez kolorowe ule umieszczone na błękitnym śniegu.
Zachęcam do obcowania z płótnami Szkutnika, który tworząc z dala od modnych awangardowych trendów, dostarcza nam wielu estetycznych wrażeń, pozwala oderwać się od szarości życia i spojrzeć na nie z humorem, uśmiechając się z lekką ironią.
Izabela Winiewicz-Cybulska
Fotografie z Facebooka – za zgodą artysty
(Zimowy Plener w Zamościu 2019 – fot. Anna Jawor)