Zamojscy Literaci nie mają swojego miejsca – chociaż mogliby. Zamojscy literaci spotykają się ze sobą na ulicy raz w roku, czasem dwa… Integruje ich ZDK… dziękuję WAM. Tegoroczna edycja – wiosenna jej część – rozłożona (wcale nie na łopatki) na dwa dni wydarzyła się… i chwała jej za to.
Zaczęło się od bardzo poetycko, od spotkania na parapecie. Ta niezwykła parapetówka przy Morandówce i „odsłonięcie” Jaszczurów dały impuls do reszty. Same jaszczury jako kolejny punkt (po Bajdale i Srebroniu) na mapie leśmianowych „dziwadeł” budzą kontrowersje wśród fejsbukowiczów, rodzą troskę o ich trwanie tam. Uparapetownienie Gada jest moim zdaniem bardzo dobrym pomysłem (ale z moim zdaniem nie trzeba się liczyć). Pierwszy dzień Festiwalu wyszedł poza Morandówkę jedynie na parapet tejże, cała reszta odbyła się wewnątrz… chociaż nie do końca, ale o tym… potem. Prace nagrodzone w konkursie „Czytam” obejrzałem z przyjemnością… Własne upolowane na tę okoliczność zdjęcia zapomniałem wysłać. Czasem się człowiek zapomni i rodzi to przeróżne konsekwencje… Warto o tym pamiętać. To co zostało zaplanowane w ramach wydarzenia na godzinę 18. to historia osobna, ale trzeba ją koniecznie połączyć w całość i w skrócie. Janusza Palikota zna prawie każdy, większość z trudno wytłumaczalnej „działalności” politycznej. Palikotowa kontrowersyjność, medialność jest sumą ilorazu jego inteligencji i dystansu do rzeczywistości. Janusz filozuj, nie politykuj chciałoby się rzec! Przed spotkaniem miałem mieszane odczucia, co do uczestnictwa w spotkaniu (jak się okazało, nie tylko ja…). Po spotkaniu – bogatszy o książkę „Nic-nic. Ontologia na marginesach Leśmiana” i piwo, kto był wie, jak można było wejść w jego posiadanie, kto pełen uprzedzeń nie przyszedł, niech żałuje – wiem, że Palikot nie jest taki straszny, jak się wymalował. Co do spotkania – warto było! Mam swoje zdanie na temat zaczytania i szkolnego „mordowania” tekstów. Mówi się, że znajomość gramatyki i ortografii odbiera przyjemność czytania. Jak zatem nazwać „grzebanie” w tekstach? Jedyne usprawiedliwienie widzę w tych marginesach i o ile nie wiem, czy da się Leśmiana na margines wyprowadzić (jak czynią wyznawcy teorii, że „Leśmian Zamościa nie lubił i nie warto się nim zajmować”) o tyle spokojniej podchodzę do Palikotowej ontologii na marginesach, bo pocieszam się, że nie sięgał zbyt głęboko… Podsumowanie w formie rymowanki przybrało takową postać: „Księżyc przedawniał się pod płotem, Leśmian przemówił Palikotem. Ujmując rzecz ontologicznie wcale nie BYŁO… politycznie”.
Drugiego dnia było muzycznie i poetycko (literacko) i pieszo… To się ładnie uzupełnia. Były warsztaty… bo warsztat jest potrzebny. O 17. rozstrzygnięto konkurs im. Bolesława Leśmiana. Kolejne godziny spędziliśmy na Rynku Wodnym – bez szumu fontanny. Krakowski Salon Poezji i poezja Krzysztofa Konopy w interpretacji Jarosława Zonia w wyśmienitym towarzystwie Tria Beethovenowskiego: Emi Ueno Stopa, Michał Stopa i Piotr Stopa wybrzmiał po 18. Od 19. na scenie 2/5 Kwartetu ProForma (jakkolwiek dziwnie by to nie wyglądało – tak właśnie niematematycznie jest) w towarzystwie poezji – Dla śp. Małgorzaty Czerniak – czytanej przez zamojskich autorów: Tadeusza Grygiela. Piotra Linka, Mariana Karczmarczyka, Barbarę Radomską i piszącego te słowa. Literacką Ulicę Poetycką zakończył wieczorny spacer „Przez 7 bastionów z literaturą” z Agnieszką Linek, Krzysztofem Hałonem i Michałem Dudzińskim. Zamojskie chodniczki to wyśmienity masaż dla stóp. Trampki pasują idealnie.
Wielka szkoda, że literacki Zamość – to Ulicą Poetycką wędrowanie raz do roku, ale dobrze, że literackie zapędy miasta są wydarzeniem niszowym… daje to gwarancję niezadeptania. Stąpajmy zatem ostrożnie, a gdyby kto czasem się potknął lub wdepnął… proszę nie przeklinać zbyt głośno… w ciszy zaklęta jest poezja, to proza życia zmusza nas do krzyku…
Piotr Piela