Polecamy artykuł Piotra Pieli i galerię zdjęć ze “starego cmentarza” w Zamościu. Elektryczne znicze, kicz, plastikowe kwiaty, bezguście, komercja.
Coraz mniej miejsca na zadumę… Koniec października i początek listopada to okres wzmożonej naszej aktywności i obecności na cmentarzach. Zmarłych pogrzebać i odwiedzać to niemal we wszystkich kulturach świata obowiązek pozostających na ziemskim padole (często łez padole), niekiedy dolinie łagodności – choć i tak wszystko w matrixowatej dolinie krzemowej. Przede wszystkim obowiązuje nas pamięć! Z tą pamięcią to już bywa różnie – bo zazwyczaj czasu mamy mało, pracy mamy dużo… można wprawdzie odwiedzić grób online (to dla tych, co za morzem, za górą), wirtualną świeczkę zapalić też można, zwłaszcza że kontakt z zaświatem dziś marny (gdzieś się zasięg zawieruszył). Nie to co kiedyś, kiedy przenikanie było niemal namacalne. Pamiętamy takie czasy, kiedy liście szeleściły pod nogami (zwłaszcza przy ładnej pogodzie) i gęsto przykrywały ziemne mogiły, gdy na drewnianym krzyżu współcierpiał z odwiedzającymi Chrystus, tu i ówdzie wciśnięta świeczka dawała nadzieję… Pojawiały się nieśmiało gałązki jedliny lub smreku… a ciszę cmentarnych alejek wypełniała modlitwa za zmarłych… trudno dziś tego szukać, ale „są takie miejsca, gdzie znicz zapalony sam świadczyć musi o tych, co odeszli. Nie masz tam grobów, nigdzie znaku krzyża a ziemia smutna wciąż o pamięć woła… Stań pochyl głowę. Pomiędzy drzewami, gdzie kiedyś życie tętniło pospołu – brat zabił brata, siostrę przeciął piłą, krzyk dziecka słychać… co tam kiedyś żyło. Gdy wicher zadmie, starga drzew korony i chluśnie deszczem… przystań pochylony… nie odchodź jeszcze…” Komercja zawitała na cmentarz i bije po oczach… Trzeba pamiętać, ale czy pamięć miarę musi mieć ilościowo-jakościową. Prześcigamy się we wszystkim i wszędzie… nawet na cmentarzu (choć alejki wąskie i grząskie niekiedy). Potężne grobowce z marmurów (potrzebne tym zmarłym, jak złote ołtarze Chrystusowi), chryzantemy (w ilości zasłaniającej, imiona tych, dla których zostały przyniesione), znicze (dające… tony śmieci po wypaleniu, a wypalają się szybciej niż nasza pamięć, ta bowiem powróci… już za rok…). I tylko, kto to posprząta? (wiem są odpowiednie służby…, a i na odległość też się da, jednym kliknięciem). Kilogramy plastiku – paskudnych imitacji kwiatów (owszem odpornych na mróz, coraz bardziej podobnych do oryginału, ale…), wymyślnych wieńców, zniczy, zniczów, lampionów różnej maści – tu też im większe tym lepiej… Rozprasza to wszystko, ciężko się skupić, a tu jeszcze w trakcie modlitwy doliczyliśmy się u sąsiada jednego znicza więcej i trzeba lecieć kupić dwa (chciałbym wierzyć, że tak nie jest), bo jak to tak… Coraz mniej miejsca w tym wszystkim na zadumę… czy ktoś zastanawiał się, komu to służy, kto tego potrzebuje… wszyscy święci, zmarli? Czy żywych to fanaberia? Tyle osób mówi, że im ten blichtr cmentarny przeszkadza, ale jakoś tak minimalizm nagrobkowy nie mieści nam się w głowie… Modlitwą, zniczem, kwiatem (wieńcem, wiązanką – wedle upodobania) zaznaczamy swoją obecność, potwierdzamy pamięć, oddajemy cześć, hołd. Od wielu lat, w dzień Wszystkich Świętych (nie w święto zmarłych), czyli 1 listopada, prowadzone są na polskich nekropoliach zbiórki na renowację wybranych (zabytkowych, choć nie tylko) mogił. Zbierane są znicze na cmentarze we Lwowie, na mogiły Wołynia…odzew ze strony Polaków jest wspaniały – jak zawsze (aż szkoda, że umiemy się zrywać jednorazowo, okazjonalnie), pamiętamy… obowiązuje nas pamięć o nieobecnych wszystkich… Znajdźmy chwilę, by zapalić znicz tam, gdzie już nie ma komu pamiętać, odczytajmy zapomniane nazwiska, podnieśmy upadłe ramię krzyża, przystańmy na „Wieczny odpoczynek racz im dać Panie…” lub nieco dłużej… Potem to już rodzinna biesiada – bo każda okazja jest dobra… i tylko nie siadajmy za kierownicą, będąc pod wpływem… silnych emocji… Wróćmy do domów szczęśliwie, zwłaszcza że krótko potem kolejne święto. Jakże ważne… ileż to musieliśmy przejść, by tę niepodległość wydrzeć… choć niektórzy przejechali, a część nawet wyjechała… nie ma czasu na refleksje… trzeba gonić dalej. Po pamięci o zmarłych – wyrażanej w sposób: im więcej, tym lepiej, przychodzi pora Polski walczącej: im głośniej tym donioślej (byle biało-czerwono) – wywieszania na lądzie bandery(zamiast flagi), kupczenia symbolami – choć w USA nawet gatki w barwach narodowych (więc może niepotrzebnie wyolbrzymiam), by wreszcie zalać nas falą świątecznego tsunami, która przynosi za sobą spustoszenie portfeli. W pogoni: od promocji do promocji niestety zapominamy często o tym co ważne…, zapominamy o bliźnich, o bliskich, czasem nawet o sobie. Lada dzień sklepowe korytarze wypełnią zabawki – bo Mikołaj przyjdzie, choć to nie Mikołaj wcale tylko czerwony krasnoludek raczej… kupując dzieciom zabawki sezonowej mody, jednorazowego użytku pamiętajmy o tych dzieciach, które nie dostaną nic, bo nie mają od kogo… chwilę później lub nawet jednocześnie rozbrzmiewać będą „lastkristmasy i inne dżingelbelsy” i jak zombie w transie będziemy wydawać i konsumować, upychać po szafkach i lodówkach, wszystko to, co nam do rodzinnego szczęścia potrzebne, by zasiąść przy wigilijnym stole i przypomnieć sobie po wszystkim o babci w DEPEESIE, o zapomnianym esemesie. Już nie możemy się doczekać by zaśpiewać kolędy z ulubionym programem telewizyjnym i podzielić się opłatkiem bo wypada… a zaraz potem się pokłócić, bo mintaj to jednak nie to samo, co karp…, bo choinka miała być w tym roku pachnąca lasem lub z innego równie ważnego powodu… taka tradycja… a czasu na zadumę coraz mniej… Znajdźmy chwilę… zwolnijmy… mniej zjedzmy… mniej kupmy… dzielmy się… nie tylko opłatkiem raz w roku.
Piotr Piela
Podpisuję się rękami i nogami. Świetny tekst. Mam dokładnie takie same refleksje.