Dobiega końca Wielki Post, trwa Triduum Paschalne. Chciałabym więc opowiedzieć Państwu trochę o tym, jak spędzali ten okres ziemianie na przełomie XIX i XX wieku na Lubelszczyźnie.
Czas Wielkiego Postu i Wielkanocy był kolejnym ważnym okresem w życiu rodziny ziemiańskiej. Młodzież zjeżdżała ze szkół do rodzinnych dworków, nie brakowało też gości. Zanim jednak nastał ów radosny świąteczny czas trzeba było zmierzyć się z Wielkim Postem. Rozpoczynał się on Środą Popielcową. Udawano się do kościoła, gdzie ksiądz posypywał popiołem głowy wiernych. We wspomnieniach Marii z Gołuchowskich Dembińskiej odnaleźć można jednak ciekawą odmianę tradycyjnego posypywania głów popiołem. W Środę Popielcową posypywano się popiołem, tak jak dziś, z tym, że młodzież posypywała się nim wzajemnie również dla zabawy. Dziewczęta ciskały wówczas garnkami pod nogi, zasypując też oczy i ubrania. W związku z tym dochodziło niekiedy do scysji o zniszczenie ubrania, a sprawy te trafiały niejednokrotnie do sądu. Podczas postu odżywiano się inaczej. W określone dni nie spożywano mięsa (środy i piątki, czasami soboty) i zasada ta była raczej przestrzegana. Oprócz postu zwracano uwagę na formację duchową, odmawiano psalmy pokutne oraz uczęszczano do kościoła na nabożeństwa i kazania pasyjne. Był to także okres, gdy bardziej myślano o innych. Kobiety szyły ubrania dla biednych dzieci, ornaty i stuły do kościoła. Przygotowania do świąt zaczynały się dużo wcześniej, obejmowały nie tylko dom ziemiański, ale też park, ogród i folwark i razem z postem wpływały na zmianę rytmu codziennego życia. Robiono generalne porządki, czyszczono srebra, bielono domy, robiono wielkie pranie, w ogrodzie sprzątano po zimie, sadzono nowalijki, pola obsiewano zbożami. Kolejną ważną czynnością były, jak przed świętami Bożego Narodzenia, zakupy w mieście. Była to domena pani domu. Panie domu w okresie przedświątecznym miały wiele obowiązków, oprócz wspomnianych zakupów, musiały zaplanować menu, wybrać odpowiednie przepisy kulinarne. W przygotowaniach pomagały także dzieci, rodzaj obowiązków zależał od wieku. Podobnie jak Boże Narodzenie, Wielkanoc poprzedzało świniobicie. Następnie dokonywano przerobu mięs. Różnorodność przepisów była ogromna. Równie ważnym zajęciem był wypiek ciast, mazurków, bab i innych. W te święta starano się aby wypieki były szczególnie dobre. Pieczenie odbywało się już podczas Wielkiego Tygodnia. Podczas tych przygotowań do kuchni lubiły przychodzić dzieci, choć nie zawsze były mile widziane, ponieważ przeszkadzały. Nie tylko dzieci powinny były wystrzegać się kuchni, panie domu, szczególnie przed święconką, wolały aby i panowie nie wchodzili im w drogę. W czasie kulinarnych przygotowań do majątków przychodzili żebracy. Nie zostawali oni nigdy odprawieni z niczym.
Ogrodnicy w oranżeriach, przygotowywali kwiaty do wystroju domu i kościoła. Drugim roślinnym elementem wystroju, była wysiewana odpowiednio wcześnie rzeżucha, stanowiła ona zielony kobierzec dla baranka. Świąteczny stół i pomieszczenie, w którym stał, ozdabiano poza tym innego rodzaju zielenią, jak: bukszpan, barwinek, gałązki borówek, widłak, baźki, tatarak, gałązki leszczyny i derenia. Robieniem pisanek zajmowały się głównie kobiety, młodzież i dzieci. Sposób ich robienia, zależał od tradycji panującej w danym domu bądź okolicy. Służyły one do ozdoby stołu, do zabawy dla dzieci i jako prezenty, dlatego robiono ich wiele.
W Wielkim Tygodniu, jeszcze bardziej surowo przestrzegano postów. Nie jedzono mięsa, tłuszczów zwierzęcych i jakichkolwiek przysmaków. Dużo czasu zajmowały praktyki religijne, tak w kościele, jak i w domowym zaciszu. Wielki Tydzień otwierała Niedziela Palmowa, był to dzień radosny upamiętniający uroczysty wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy, zarazem jednak smutny, ponieważ przypominał zbliżającą się Jego mękę. Udawano się do kościoła z palmami, wykonanymi własnoręcznie, które ksiądz święcił podczas mszy. W Wielką Środę, Wielki Czwartek i Wielki Piątek odbywały się nabożeństwa, w których także starano się uczestniczyć. W Wielki Piątek post przestrzegany był szczególnie surowo. W tym dniu praktykowano także zwyczaj odwiedzania Grobu Pańskiego. W Wielką Sobotę święcono pokarmy. Na przykład w majątku w Gałęzowie ksiądz przyjeżdżał do dworu i święcił pokarmy na werandzie. Podobnie działo się w dworze Marii z Gołuchowskich – Dębińskiej, tak samo było w dworze w Sądowej Wiszni, z tą różnicą, że tam święcenie odbywało się w jadalni. Pokarmy święcono także w kościele. W niedzielę Zmartwychwstania, rano udawano się na Rezurekcję, a potem zasiadano do uroczystego śniadania. Tak wspomina to Krystyna z Marsów Gawlikowska: Śniadanie wielkanocne jedliśmy w niedziele przed południem. Około godziny 10, po mszy świętej, cała rodzina gromadziła się przy suto zastawionym stole. Zaczynało się od dzielenia się jajkiem i składania życzeń. Potem wielka uczta. […] W Wielkanoc spotykali się sąsiedzi, bliscy krewni, znajomi. Zjeżdżała się szczególnie rodzina, nieraz z odległych zakątków kraju. Święta były ucztą niekoniecznie tylko w gronie rodzinnym. Było hucznie i wesoło. W tym czasie odbywało się ponadto wiele ślubów i wesel. Szczególne miejsce we wspomnieniach zajmuje obyczaj kultywowany w Poniedziałek Wielkanocny, mianowicie Śmigus–Dyngus. W zależności od miejscowości i zwyczajów panujących we dworze mógł on przebiegać w różny sposób. Najlepiej jednak ukażą ten obyczaj wspomnienia. Konstanty Rostworowski tak pisze o Dyngusie: Śmigus uświęcony pogańską jeszcze tradycją miał u nas przebieg następujący. Chłopaki brali siłą dziewczyny i zaciągali je pod „rynienkę”,[…] Tam trzymano je mocno, żeby delikwentki były całe oblane i nie pozostało na nich ani suchej nitki. Oblewano się też na całego po domach i na podwórzu. „Moczono” dziewczyny w stawie, śmigus w Gałęzowie miał przebieg żywiołowy. Szczególnie poszkodowane były co ładniejsze panny, które musiały moknąć i być narażone na skoncentrowane ataki jurnych kawalerów, którym też się dostawało. Ponadto przyjeżdżała straż ogniowa, polewając z sikawek wszystkich i wszystko. Trzeba się było wykupić poczęstunkiem z wódką. Z kolei Krystyna z Marsów Gawlikowska obyczaj ten wspomina tak: Śmigus–dyngus, bardzo stary obyczaj był, ale u nas w Sądowej Wiszni nie było oblewania się całymi wiadrami. Wszystko rozpoczynały dzieci, które polewały wodą swoich rodziców z samego rana, co kończyło się obopólnym polewaniem przed domem, najczęściej z różnych dzbanuszków. I zabawa ta w zasadzie kończyła się przed południem. Natomiast Maria z Gołuchowskich – Dębińska, Dyngusa wspomina następująco: […] Także w domu , korytarze i pokoje, niestety pływały w wodzie… Przyjemnie, ale ostro. Panowie lubili dopadać panie jeszcze w łóżkach, z samego rana. Robił się w domu wrzask, ale zwyczaj ten kultywowano i przyjmowano go z radością. Delikatnie wodą polewały się bardzo wytworne panie i starsi panowie. My młodzi mieliśmy ogromną przyjemność i frajdę w tym, żeby zalać kogoś w łóżku. Podobnie zresztą było na wsi, gdzie chłopcy oblewali dziewczęta całymi wiadrami wody. I nie miało znaczenia czy oblana została dziewczyna wiejska, czy panienka ze dworu. A fakt, że polano wodą panienkę ze dworu dla mieszkańców wsi był wspomnieniem na całe życie. W zależności od zwyczaju panującego w danej rodzinie Dyngus trwał do określonej godziny, po wyznaczonej porze oblanie kogoś wodą nie leżało w dobrym tonie.
Kończąc chciałabym w imieniu Stowarzyszenia Turystyka z Pasją życzyć Państwu zdrowych, pogodnych i wesołych Świąt Wielkanocnych i oczywiście mokrego Dyngusa!
Dominika Lipska – Turystyka z Pasją